Po imprezie nasz kierowca zawozi nas do Comitan i zostawia w hotelu kategorii ¨kwadratowa obskura¨, za jedyne 30 pesos za noc. I znowu rozstawiamy namiot, na łóżku w hotelowym pokoju. W kwadratowej obskurze nie ma innego wyjścia - Ania ma alergie na insekty, a dobrze by było, gdyby przeżyła tę noc.... Nasza ostatnia noc w Meksyku...
Ania budzi sie wcześnie. Roznosi ją energia. Chcąc, nie chcąc, też muszę wygrzebać się ze śpiworka wcześniej niż zwykle. Idziemy na drogę. I znów machamy łapkami. Mija pół godziny i nic... Zaczynamy trochę się nudzić!;) Wreszcie podjeżdża nasz samochód. Mamy taką teorię, że jak długo czekamy na podwózkę, to znaczy, że los przygotował dla nas specjalnego stopa. No i musimy na niego zaczekać, no bo jak tu walczyć z losem? Szczególnie, jeśli szykuje miłe niespodzianki? Początkowo chwila konsternacji - w samochodzie trzech chłopaków. Mierzymy ich wzrokiem. Zrobiłyśmy kiedyś założenie, że krzepkie z nas dziewoje i z dwoma facetami w razie co damy radę, gdyby okazali się niegrzeczni, ale z trzema... W dodatku nie jadą na granicę, tylko gdzieś obok... Po chwili siedzimy jednak w samochodzie. Ludki wyglądają na tyle przyjaźnie, że zdecydowałyśmy się z nimi pojechać. Nasz ostatni stop w Meksyku... No i chyba najfajniejszy ze wszystkich! Miałam rację, kiedy myślałam sobie, że skoro kontakt z San Cristobal nie wypalił, to znaczy że na podróż do Gwatemali szykuje się nam coś lepszego.:)
Nasz kierowca i jego kuzyni są rzeczywiście przesympatyczni. Aż przykro, że tak szybko trzeba się pożegnać.No, ale nasze wizy od wczoraj są już nieważne! Chłopcy podwożą nas do granicy. Aaaa, wcześniej jeszcze karmią, co byśmy głodne z Meksyku nie wyjechały!:)
Granica. Za nią... czarna dziura! O Gwatemali wiemy naprawdę niewiele. Tyle co ze słyszenia, od Meksykanów, że jest niebezpieczna, zwłaszcza dla autostopowiczów. Porwania, napady z bronią w ręku i takie tam...;) Cóż, wiedza z lekka przerażająca, jak na początek wędrówki po kraju.
Bus, który przewozi ludzi od granicy meksykańskiej do gwatemalskiej, wyrzuca nasz przy długim rzędzie niewielkich zabudowań. Czujemy się lekko zagubione. Nie wiemy, gdzie zgłosić się po wizy turystyczne. Na szczęście ktoś pokazuje nam właściwą budkę. Bez problemu i zbędnych pytań dostajemy w paszportach pieczątki z pozwoleniem na trzymiesięczny pobyt. Potem szybko mykamy pod szlabanem i już jesteśmy w Gwatemali.:)))