Wracamy na drogę. I znów palec w ruch (po hiszpańsku jazda na stopa to jazda "al dedo" - na palec). Zatrzymuje się dwóch Niemców. Jadą do Agua Azul. Super - to my też!:) Wodospad ładniutki, ale całe miejsce mocno turystyczne, czyli nie to co lubię najbardziej… To aż dziwne, jak mocno ciągnie mnie teraz na odludzie. Wspominam sobie wulkan w Toluca. Pusta przestrzeń… Ania z jednym z Niemców pluskają się w wodzie, ja bawię się aparatem, pstrykam im fotki. Potem Niemcy jadą w stronę Jukatanu. Zabieramy się z nimi do Palenque. W mieście pijemy pyszną Agua de fruta, to znaczy głównie ja piję, bo Ani, ananasowa, ląduje jakimś sposobem na moich spodniach. Pal licho spodnie, wyschną, ale sok przepyszny, więc szkoda! Następnie łapiemy busa, który zawozi nas na camping. Kitchane polecili nam ludzie w Casa Babylon. Rozbijamy namiot.
Wieczorem siedzimy na krawężniku przy knajpce, słuchamy granej na żywo muzyki i próbujemy robić plany na następne dni. Jutro ruiny, pojutrze urząd emigracyjny, potem może Roberto Barrios… Obu nam po głowie chodzi też myśl: ¨Może morze?¨:)
Ranek zaskoczył nas strugami deszczu, na razie nici z naszych planów wyprawy do ruin. Poczekamy na lepszą pogodę, w końcu nigdzie nam się nie spieszy. To dobry moment, żeby uzupełnić dzienniki. Idziemy na kawę. Znajdujemy cudną knajpkę, całą zrobioną w drewnie. Z głośniczków sączy się łagodna, klimatyczna muzyka – nie wiem, co to za styl, ale bardzo mi się podoba. Pytam o nazwę grupy – Tonino, polecam! W wazonie na stoliku jakiś dziwny, czerwony kwiat, za naszymi plecami palmy, paprocie – dżungla! Piję kawę z mlekiem. Ania zastanawia się, co zamówić. Marzy jej się mleko z miodem, ale zastanawia się, co powie obsługa na takie zamówienie. Ja się śmieję, że musi uważać, żeby jej limonki nie wcisnęli. Ania za limonką nie przepada, a w Meksyku wciskają ją niemal do wszystkiego. Gumiś ciągnie myśl, stwierdzając, że chili w mleku też nie chce…
Senna, deszczowa atmosfera. Na kolanach Ani śpi kocur przybłęda. Skąd się wziął - niewiadomo. Niespodziewanie wskoczył jej na kolana, ułożył się wygodnie i tyle... Ania kotów nie lubi, jednak jej nowego przyjaciela niewiele to obchodzi. Ciągle pada...
Popołudniu trochę się rozpogadza. Ruszamy więc śladami Majów. Naprawdę dżungla - wciąż nie mogę się nadziwić! W połaciach egzotycznego lasu schowane są ruiny starodawnej metropolii. Kamienne piramidy, świątynie i domostwa – niezliczona ilość stopni, po których wspinamy się, podziwiając misterną robotę Majów. Historia przemawia tu głośno i wyraźnie. Powietrze pachnie tajemnicą dawnych wieków. Po głowie chodzi mi fragment poematu T.S. Eliota, który recytowałam kiedyś w przedstawieniu teatralnym „V. O zabijaniu”, do którego scenariusz napisał kolega O' Karol.
"Budzimy się samotni w chwili, kiedy ciało przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków do strzaskanego modlą się kamienia
Tu nie są oczy. Oczu tutaj nie ma.
W tej mrocznej krainie gwiazd umierających, w tej dolinie próżnej
Złamanej szczęce naszych dawnych królestw…¨
Próbuję wyobrazić sobie to miejsce przed wiekami. Mężczyzn wyruszających do dżungli na łowy, ich kobiety pilnujące ognia i szykujące strawę, dzieci skaczące po stopniach piramid… Patrzę na świątynię. Zdaje się trwać, jakby zastygła w czasie, w oczekiwaniu na kapłana, który obudzi uśpionych bogów, na nowo oddając im pokłon. Obrazy, które rodzą się w moich myślach są raczej magiczne i sielankowe, a przecież wiem, że działy się tu rzeczy barbarzyńskie i okrutne. Ania wyczytała gdzieś, że Majowie mieli np. zwyczaj zabawiania się kosztem jeńców wojennych. Kazali im rozgrywać mecze, w których stawką było życie – przegrana drużyna traciła głowy! Hmm… Może to sposób na podniesienie poziomu polskiej piłki nożnej.
Palenque to drugie miejsce, po wulkanie w Toluca, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Jedyny mankament to duża liczba turystów. Może dlatego, że niedziela. „Ludziów jak mrówków”, dosłownie i w przenośni, bo mrówek w ruinach też sporo.
Wieczorem przyjmujemy zaproszenie hippisów na wspólne śpiewanie i palenie…;) Jakoś nie przekonuje mnie to towarzystwo, zmywamy się więc dość szybko, idziemy spać.
Się napisało:
Już tylko cienie drzew wyrwanych
z miękkiego mchu wilgotnej pościeli
Już tylko echo zielonego szumu
wplecione w tęskne zawodzenie wiatru
Już tylko pamięć, tylko wspomnienie
Na łysej polanie przestały grać świerszcze
Lecz nie przemija to co raz się stało
Pustki po korzeniach nie wypełni ziemia
Rozerwana przestrzeń na zawsze się zmienia
I trwa już inaczej
Jak pamięć
W bezcielesnych cieniach...