Z Tenango postanowiłyśmy ruszyć do Puebla. Oczywiście też na stopa. Się działo... Stopa łapał dla nas oddział meksykańskich żołnierzy!;) Najpierw próbowali poinstruować mnie, jak to się robi w Meksyku (cudny widok, kilkunastu chłopaków w mundurach macha do mnie łapkami;), ale okazałam się chyba mało pojętną uczennicą, bo w końcu sami złapali dla nas taksówkę, która za darmo zawiozła nas do miasta. Widać władzy się nie odmawia.:)
W Puebla głównym punktem zwiedzania jest dla turystów Kaplica Różańca. Naprawdę warta obejrzenia.:) No i katedra. Wieczorem poszłyśmy na film do Domu Kultury – na szwedzki film! Nie wysiedziałyśmy do końca...
Noc... Hmm... Dzieliłyśmy pokój z biegaczem – nudystą, którego męskie wdzięki przemieszczały się co i rusz w zasięgu wzroku Ani, co zdecydowanie nie stanowiło dla niej powodu do radości. Ale zaoszczędziłyśmy kilkadziesiąt peso.:) Rano ruszyłyśmy w dalszą drogę. Miało być Oaxaca, ale złapany stop zawiózł nas aż do stolicy Chiapas - Tuxtli.