Głównym celem naszej wizyty w Queretaro były odwiedziny u naszej znajomej, Loreny. Niestety, dziewczyna jest mocno zapracowana i nie mogłyśmy spędzić razem zbyt wiele czasu. Niemniej, miło było powspominać razem dawne czasy...:)
W mieście niewiele jest do zobaczenia. Akwedukt, katedra, jakaś galeria, jakieś kościoły... Zrobiłyśmy więc całodniowy wypad do San Miguel de Allande. Kolorowe i sympatyczne kolonialne miasteczko. Jest na co popatrzyć. Na przykład Amerykanie na urlopie... Naprawdę ciekawe zjawisko! To niesamowite jak wiele szumu potrafią zrobić wokół siebie, takie kolorowe papugi...
W ramach ¨goodbye party¨ Lorena zabrała nas do Kantyny, bardzo meksykańskiej knajpy. Był mały problem przy wejściu. Bramkarze nie chcieli mnie wpuścić, twierdzili że jestem za młoda na łażenie po takich miejscach. W końcu udało się ich przekonać, że mam ćwierć wieku na karku, tylko zakonserwowałam się dobrze...;)
Rano stopem pojechałyśmy do Meksyku. Tam wsiadłyśmy do autobusu jadącego w kierunku Tenango del Aire - pora odwiedzić polskich Pallotynów!