Ania w samolocie zagaduje stewardessę. Pyta, czy na lotnisku w Madrycie znajdziemy otwarty kantor i punkt sprzedaży biletów. Stewardess pociesza, że tak. Lądujemy. Znów jak szalone biegamy od okienka do okienka, i znowu z jednym pytaniem: czy, i za ile, dostaniemy bilet z Meksyku... dokądkolwiek! Najtańsza opcja to bilet Iberii do Gwatemali. W Hiszpanii kosztuje on już tylko ok. 260 euro. W dodatku obsługująca nas pani pociesza, że bilet można będzie zwrócić, niestety tylko w Hiszpanii. Trzeba to będzie jakoś zorganizować. Póki co Ania bierze pieniądze z bankomatu. Ja biegnę wymienić dolary - jak się potem okazuje niepotrzebnie. Ania spytała o możliwość płatności w dolarowych czekach podróżnych – to niedozwolone. Jednak płacenie dolarami jest akceptowane, o tym dowiadujemy się jednak zbyt późno. Tracę na wymianie 40 dolarów. No cóż, za niewiedzę się płaci... Najważniejsze, że mamy bilety (o które w Hiszpanii nikt nas nawet nie zapytał!) i lecimy do Meksyku! Lot jest przyjemny i w sumie mało męczący. Możemy już oddychać spokojnie. Meksyk na nas czeka.