Geoblog.pl    przestworze    Podróże    Nasze Drogi 2005-2006    San Antonio de Oriente, Las Manos
Zwiń mapę
2006
16
mar

San Antonio de Oriente, Las Manos

 
Honduras
Honduras, Las Manos
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14250 km
 
Rano obieramy kierunek na stolicę. Udaje nam się tam dojechać jednym autkiem. Z rodziną, która jedzie na lotnisko, odwożąc panią lecącą do USA. Przyjemne towarzystwo, po drodze opowiadają nam trochę o regionie i kupują miejscowy trunek - kojol (pojęcia nie mam, jak się to pisze po hiszpańsku). To winopodobne ¨coś¨ kojarzy mi się z kwasem chlebowym, ale Ania twierdzi, że kwas jest słodszy. W każdym razie napój nie bardzo przypadł mi do gustu, nie polecam. Nie bardzo chce nam się zwiedzać duże miasta, w Tegucigalpa zatrzymujemy się więc tylko na przekąskę – w McDonaldzie! Te-gu-ci-gal-pa. Stolica Hondurasu. Te-gu-ci-gal-pa... Powtarzam sobie w myślach. Moja wiedza geograficzna znacznie się w czasie tej podróży poszerza.:) Ktoś mógłby mi może jeszcze podpowiedzieć, jak po polsku nazywają się mieszkańcy Hondurasu?

W przewodniku znajdujemy informację, że niedaleko od drogi do przejścia granicznego w Las Manos, dokąd zmierzamy, leży ładne, górnicze miasteczko - San Antonio de Oriente. Czemu by go nie zobaczyć?:) Znów zjeżdżamy z głównej drogi na mało uczęszczaną, piaskową, górską wstążkę. Samochodów jak na lekarstwo. Jedno autko podwozi nas do wsi, która leży na 1/3 drogi do San Antonio. Idziemy trochę w górę, żeby nie łapać stopa we wsi. Plecaki ciążą mocno, siadamy więc dość szybko i czekamy na transport. Planujemy, że w najgorszym razie pojedziemy autobusem, który ma przyjechać koło 17, więc będziemy na miejscu jeszcze przed zmrokiem.

Mija godzina, potem następna i nic... Samochodów nie ma, za to przyplątuje się jeden rowerzysta, który zaczyna nas straszyć, że okolica niebezpieczna. Chce, żebyśmy poszły z nim dalej w górę, gdzie podobno bezpieczniej. Nie idziemy. Jakoś nie ufam temu chłopakowi. Kiedy zbliża się pora zachodu słońca, a autobusu ciągle nie ma, zaczynamy schodzić w dół - zawsze to w dół łatwiej niż w górę.:) Schodzimy spory kawałek i wtedy nadjeżdża spóźniony o ponad godzinę autobus. Jedziemy więc do San Antonio.
Jazda po biegnących tuż nad przepaścią, krętych górskich drogach chyba nigdy nie przestanie mnie przerażać. Co i rusz serce podchodzi mi do gardła. Łapie się na tym, że tak mocno trzymam się siedzenia, jakby to miało jakoś pomóc, w razie runięcia w przepaść...

San Antonio de Oriente wygląda rzeczywiście ładnie - małe chatki wplecione w górski krajobraz - ale dziura to wcale nie lepsza od El Carbon. Nic się nie dzieje. Pewnie dlatego nasz przyjazd wzbudza duże zainteresowanie miejscowych dzieci, które nie odstępują nas na krok. Anka wkurza się, że nawet wysikać się spokojnie nie dadzą. Myciu zębów też przygląda się spora gromadka. Rozbijamy namiot przy jednej z chatek. Teren nie jest w żaden sposób ogrodzony, ale mieszkańcy miasteczka mówią, że to bezpieczna okolica, gdzie wszyscy się znają i na pewno nic się nam tutaj nie stanie. Mimo tych zapewnień jestem niespokojna. W nocy śni mi się, że napada nas zgraja chłopaków. Na szczęście to tylko sen. Rano spacerujemy chwilę po miasteczku. Okazuje się, że miejscowy kościół został jakiś czas temu obrabowany. Bezpieczna okolica... Wszyscy się znają... Uhmmm...
Potem wskakujemy do zjeżdżającego do głównej drogi autobusu i uderzamy na przejście graniczne. Honduras na pożegnanie kasuje nas na 3$, Nicaragua wyciąga łapki po 7$. Wczesnym popołudniem stawiamy już pierwsze kroki w kolejnym państwie Ameryki Centralnej...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 33 wpisy33 1 komentarz1 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
11.10.2005 - 16.03.2006